Jest taki żal, którego nie powiedzą usta,Jest taka łza, która płynie powoli,Jest taki ból, jak czarna żałobna chusta,W niej serce spowite, które cierpi i boli.Nie wiem, jakim słowem wyrazić,Umiłowany Ojcze Święty,Jaką łzą zapłakać,W bólu mym niepojętym.Zawsze byłeś z nami,I my zawsze przy Tobie,Dziś smutni, stroskani,Pogrążeni w żałobie.Pamiętam, jak mówiłeś,„Otwórzcie serca wasze”Bożym słowem uczyłeś,Jak żyć w tym trudnym czasie.Barkę swojego słowa,Wiodłeś po oceanach serc ludzi,Uczyłeś Słów Ewangelii,Jak Apostołowie – słudzy.Wołałeś „Niech zstąpi Duch Twój,I odnowi oblicze ziemi”Niech będzie w każdym narodzieI Każde serce przemieni.On was poprowadzi,Na niwy słoneczne nieba,Bóg zgładzi grzech człowieka,Nie lękajcie się, nie trzeba.W cierpieniu żegnałeś się z nami,Nie słowem, bo zabrakło słowa,Błogosławiłeś nas drżącymi rękami,To ostatnia była Twoja „przemowa”.O godzinie 21.37 przestało bić serce Twoje,Stanąłeś u wrót nieba,Bóg powołał Cię do Chwały Swojej,Widocznie tak było potrzeba.Nie chciałeś pomników, wielkości chwały,Ani sarkofagów z kamienie,Tobie wystarczył skraweczek mały,Czarnej ziemi, „tej ziemi”I spocząłeś w tej ziemi,Całunem cyprysu nakryty,Na nim Ewangeliarz otwarty,Którego strony wiatr liczył.Przekładał kolejno kartki,Jakby modlił się z nami,Szukając Słów Ewangelii,Pomiędzy białymi stronami.Nie wiem czy wiatr, czy to Ty Ojcze,Modliłeś się wtedy z nami,Przekładając karty księgi,Niewidzialnymi dłoniami.I spoczęła księga na Twoim sercu,Zamknęły się jej stronice,Tylko ja pytałam siebie w zdumieniu,Dlaczego wiatr stron jej nie liczy?Dzisiaj widzę tamten obraz,I Ewangeliarz zamknięty,I Ciebie jak modlisz się z nami,Kochany Ojcze Święty.Przez całe swoje życie,Twojej Kapłańskiej Wielkości,Niosłeś na krańce świata,Naukę wiary i wielkiej miłości.
Maria