Był pewien grzesznik, który na nic nie zważał,Nie słuchał przykazań, jakie Bóg nakazał,Żył swoją regułą, tak było mu wygodnie,Ale jego życie było brudne i niegodne.Wielką chciwością kierował się w życiu,Wszystko co posiadał zawsze miał w ukryciu,Gdy napotkał biedaka to głowę odwracał,Choć ten prosił o wsparcie, biadolił i płakał.Tak mijały lata w wielkim dobrobycie,Grzesznik nadal wiódł hulaszcze życie,Zarozumiały i pyszny, mówił ludziom wkoło,Że śmierć go ominie, dalej żył wesoło.Hulał sobie do dnia i na nic nie zważał,Nawet się nie spostrzegł, kiedy się zestarzał,Nie wiadomo skąd śmierć przed nim stanęła,Aby go rozliczyć kasę z ramion zdjęła.Myśli sobie grzesznik, opłacę grosiwem, ale nie tak dużym,Może ta kostucha życie mi przedłużyły?Stało się inaczej! Wykrętów nie było,Biedaczysko skończył, jak wszyscy w mogile.Leży i tak myśli, cóż ja teraz zrobię?Tak ciemno i zimno tu w tym moim grobie,Gdzie jest sprawiedliwość? Zapytał sam siebie,Chciałby już od razu nasz grzesznik być w niebie.Chęć była ogromna, ale zasług mało,Za wielkie przewiny, długi krzyż mu dano,Więc dźwigał, jak inni, krzyż ciężki i długi,Za swe grzeszne czyny, złe życia zasługi.Szedł w ślad za innymi, wlokąc ciężar krzyża,Droga była długa, czas końca się zbliżał,Więc odciął kawałek krzyża, by nieco był mniejszy,I nagle poczuł, że krzyż jest nieco lżejszy.Tak kawałek po kawałku odcinał drzewo krzyża,A kiedy już do końca swej drogi się zbliżał,Nagle szczelina przepaści drogę zagrodziła,I dalsza wędrówka niemożliwa była.Kiedy pokutnik krzyż z ramion zdejmował,Kiedy nad przepaścią, dalej po nim wędrował,Aby dojść i osiągnąć cel upragniony,Bramę jasnego nieba, dom uświęcony.I grzeszny wędrowiec poszedł w innych ślady,Nad urwiskiem krzyż złożył, lecz przejść nie dał rady,Krzyż był bardzo krótki dla drugiego brzegu,Musiał więc pozostać i odpadł z szeregu.Pamiętaj człowiecze, gdy dźwigasz swe życie,Swój krzyż nieś do celu, byś nie był w niebycie,Nie skracaj po drodze cierpień swego krzyża,Kiedy do bram nieba będziesz się przybliżał.
Maria